sobota, 10 września 2011

Budapeszt





                4 miesiące przerwy od robienia zdjęć, 3 miesiące nieodzywania się na blogu i 2,5 miesiąca jednych z lepszych wakacji życia. Czas powoli wracać do rzeczywistości. Zanim to się jednak stanie, trzeba ten okres jakoś podsumować.
                Pierwsza myśl, jaka mi się nasuwa na temat tego lata to taka, że z pewnością było (jest!) bardzo intensywne. Najpierw trochę instruktorowania na Helu, później super wczasy na Rodos, pierwsze windserfingi na falach, próby skakania na kicie, dużo nowych znajomych, jeszcze więcej sucharów, no i ostatnie dwa tygodnie – trip przez Budapeszt i Belgrad do Czarnogóry, którą to udało nam się z Asią zjechać całą autostopem!
                Co istotne, w związku z wyprawą wróciłam też do robienia fot „aparatem analogicznym”, jak to go nazwała wyżej wymieniona kompanka podróży. 6 rolek filmu, dzisiaj wywołane. Częśc wyszła, część gorzej, ale tak czy siak, postanowiłam zebrać parę najlepszych i stworzyć tutaj dziennik z naszej podróży. Także tak, zacznę od początku.



Warszawa (12.10) -> Kraków (15.40)

                Na pomysł, żeby jechać pociągami i autostopami do Czarnogóry wpadłyśmy z Asią jakoś dwa miesiące przed samym wydarzeniem. Założenie było takie, że ma być tanio, z przygodami i pięknymi widokami. Jedyne, co było zaplanowane, to dojazd do samego kraju i termin. Już w czerwcu, zamiast uczyć się do sesji (klasyk) przejrzałam różne fora internetowe i okazało się, że najtaniej do samego Montenegro dojechać autobusem z Krakowa do Budapesztu (21 euro), dalej  pociągiem do Belgradu (15 euro) i stamtąd do docelowego miejsca (15-20 euro). W związku z tym, że żadna z nas nigdy nie była na Węgrzech ani w Serbii, postanowiłyśmy też zwiedzić po drodze przynajmniej ich stolice. Do Krakowa natomiast, w ramach mojego szkolenia, pojechałyśmy stopem – mama zawiozła nas w piątek (26.08) rano na Krakowską i stamtąd po czterech minutach byłyśmy już w drodze.

Kraków (22.30) -> Budapeszt (4.30)

Dzięki portalowi couchsurfing.com udało nam się na dwa dni przed wyjazdem załatwić nocleg w samym centrum stolicy Węgier. Przyjęła nas do siebie, a raczej do hostelu swojej mamy (za darmo), przemiła studentka architektury, Dorka. Pomogła nam ogarnąć najważniejsze punkty na mapie Budapesztu, a wieczorem pokazała najfajniejsze miejskie puby. No i muszę przyznać, że zakochałam się w tym mieście. Piękne ulice, nowoczesność idealnie wkomponowana w architekturę klasyczną,  ład i spokój w ciągu dnia. Z kolei noce tętniące życiem i ukazujące całą gamę świetnych miejscówek na piwko, lampkę wina do obiadu i takie tam. Jedyne, co odwraca uwagę od podziwiania tego miasta, to dosyć częsty widok bezdomnych. Oczywiście w każdej stolicy jest ich dużo, jednak w tak harmonijnym i cechującym się dobrym gustem mieście, jakim jest Budapeszt, dużo bardziej zaskakują.





widok na dziedziniec z hostelu mamy Dorki


szybkie pranie


polityczne suweniry


klasyczne suwerniry. i Asia. i miła Pani, która pozwoliła się sfotografować za łyka wody.


cipesz = obuwie


wyspa st. Margaret. i punki na niej. i fontanna.


łoże pod słynnymi "baths and spa". no ale trzeba przyznać, że przynajmniej ładnie pościelone.




Następny post – Belgrad. Tymczasem dobranoc!




2 komentarze:

  1. hej, czy mozesz podac namiar na hostel? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. akurat jestem poza domem i wyjezdzam na tydzien - moge Ci podac za tydzien? pamietam cennik za to: 8e/noc lub za caly apartament (14 miejsc na oko) 40e/noc. polecam!

    OdpowiedzUsuń