https://www.facebook.com/donuts.warszawa/
niedziela, 26 czerwca 2016
czwartek, 9 czerwca 2016
Panama #1 - potęga natury
Przyleciałyśmy do
Panama City w nocy. Mimo konieczności wzięcia z lotniska taksówki, nocny
przylot okazał się mieć kilka bardzo istotnych plusów. Mniejszy jet-lag, jako
że można od razu pójść spać. Widzi się miasto bez tłumów ludzi, takie, jakie
jest samo w sobie. I do tego dobrze słychać przyrodę, która okazała się być niezwykłą
siłą w Panamie. Doświadczyłyśmy jej od samego początku i trwała z nami przez
całą podróż w bardzo różnej formie. Tej różnorodności poświęcam pierwszy wpis o
tym kraju, ponieważ jest to jeden z kluczowych elementów do zakochania się w
Panamie.
Zaczęło się od tego, że Ana, do której
pojechałyśmy dzięki couchsurfingowi, mieszka w najbardziej tropikalnej
dzielnicy Panama City. Ma kilka kotów specjalnie po to, żeby zjadały pająki i
inne insekty. Po jej ogrodzie biegają mniejsze wersje kapibar (ñeques), mrówkojady i jaszczurki. Na
drzewach rozrabiają natomiast leniwce i śpiewają tukany, papugi i wiele innych.
Początkowo nie chciałam Anie uwierzyć, że w Panamie jest najwięcej gatunków
ptaków ze wszystkich krajów na świecie. Okazało się jednak, że (nawet)
przewodniki tak twierdzą. Z obserwacji podczas podróży również mogę
potwierdzić: tak, jest tam dużo różnych ptaków.
Kolejnym krokiem było wybrzeże
karaibskie z wyspami Bocas Del Toro. Pełne palm, naturalnie stworzonych
ścieżek, przeróżnych pięknych krabów (choć do nich musiałyśmy się przekonać),
kokosów, fal, no i niesamowitych stworzeń wodnych. Tu po raz pierwszy udało nam
się z Zuzią robić żarciki będąc podpiętymi do butli na trzynasto-metrowym minusie
względem poziomu morza. Przy okazji odczułyśmy też świat ryb, raf i innych
„potworów” lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Zdecydowanie można im
pozazdrościć harmonii, jaką między sobą zachowują – w formach, kolorach i
współżyciu. Zapierają dech w piersi (tylko nigdy nie róbcie tego pod wodą).
Środek kraju to wzgórza porośnięte
lasami, szlaki wiodące po korzeniach do wodospadów, a przy tym rozwiązywanie
humorystycznych zagadek związanych z przyrodą. Tak spędziłyśmy czas w
Lost&Found, czyli hostelu po środku niczego, ale z widokiem na wulkan w
Boquete. Byłyśmy tam dwa dni, ale można by było zostać dłużej. Spokój i
tajemnice lasu, a także możliwość trekkingu i skakania do źródeł przy wodospadach,
to świetny mix do przyjemnego i aktywnego spędzenia czasu wśród natury.
Na wybrzeżu Pacyfiku byłyśmy w Santa
Catalina, gdzie nieprzerwany deszcz zachęcił nas do szybkiego przejazdu dalej.
Trzymając się Oceanu Spokojnego oraz zaleceń Tyni, dotarłyśmy do jej znajomych
w Mariato, przy Playa Reina. To wybrzeże wydaje się przede wszystkim bardziej
dzikie niż karaibskie. Nie ma tu miłych, piaszczystych plaż. Są za to klify,
kamyki i muszle, są też garbate krowy, konie i świetne fale
na surfing. Przeżyłyśmy tam również jedną z piękniejszych przygód nocnych –
koncert tysięcy świetlików. Wiedzieliście, że każdy z nich ma swój własny ton „głosu”
i wydobywają z siebie dźwięki po to, żeby spotkać drugiego świetlika o takiej
samej tonacji? Nie jest łatwo znaleźć swoją "idealną
drugą połówkę" – nawet w przyrodzie.
Podobno oczywiste jest, że nie można
zwiedzić Panamy nie jadąc na San Blas. Dla nas to nie było aż takie jasne od
samego początku, bo podróżowałyśmy bez planu, przewodnika czy jakiegokolwiek
wcześniejszego rozeznania. Jednak każdy mieszkaniec, jak i poznany po drodze
turysta powiedział nam, żeby już olać wszystko i na ostatnie dni jechać na
magiczne wyspy z pocztówek. Tak też zrobiłyśmy i było to perfekcyjnie
zwieńczenie wyjazdu. Mieszka się w domkach na małych wysepkach (można też
wynająć jacht lub pojechać na kite safari), pół dnia wyrównuje się opaleniznę
na białym piasku, a drugie pół snorkluje się wśród rozgwiazd, wielkich ryb, a jak się ma szczęście, to też rekinów (my miałyśmy!). Wszystko to w najbardziej
przejrzystej wodzie, jaką kiedykolwiek się widziało, wśród najbardziej
idealnych (na granicy kiczu) trzystu sześćdziesięciu pięciu wysp na Ziemi. Serio,
nawet pan Czech, który od lat poszukuje raju na świecie powiedział, że
odnalazł go dopiero tutaj (a lista odwiedzonych przez niego państw i wysp była
całkiem imponująca!).
Potęga natury jest wielka, a Panama
pokazuje jej najróżniejsze oblicza. Kogo nie przekonałam opisem, mam nadzieję,
że doceni ją na zdjęciach. Wyjątkowo mam również potrzebę dodania na koniec
morału: dbajcie proszę o przyrodę wokół siebie. Rzadsze używanie samochodów,
ograniczenie spożycia mięsa, oszczędzanie energii, zbieranie śmieci po sobie,
recycling… To naprawdę robi różnicę!
Dzięki za przeczytanie i chętnie
odpowiem na wszelkie pytania okołopodróżnicze. Obiecuję też, że kolejna notka będzie
znacznie bardziej zdjęciowa niż opisowa. I pamiętajcie, że najlepiej ogląda się zdjęcia po kliknięciu w nie.
Peace and love,
Czapi
Subskrybuj:
Posty (Atom)